„Drive My Car” (2021) | Wrażenia

Filmy i seriale Sacrum i Profanum

Od dłuższego czasu planowałem zanurzyć się w tym filmie; „zanurzenie” jest trafnym określeniem, choć początkowo twierdziłem tak z uwagi na długość „Drive My Car” (trzy godziny). Było więc tak: sobotni, samotny wieczór. Z wolna dopadał mnie stan chorobowy, wirus, który niepostrzeżenie wyrwał tydzień z życiorysu; ale zanim to nastąpiło, był ten film i była butelka nowozelandzkiego wina, wypita pospołu, były dwie przerwy, każda po godzinie seansu, by nalać kolejną szklankę, by rozprostować kości, by wyjść z zanurzenia; rychło bowiem okazało się, że owo „zanurzenie” nie sprowadza się tylko do obszerności dzieła, ale przede wszystkim do jego głębi.

Ryûsuke Hamaguchi, reżyser i scenarzysta „Drive My Car”, dał nam film znacznie wykraczający ponad bohaterów, miejsce, czas, a nawet znacznie wykraczający ponad literacki pierwowzór – dzieło jest ekranizacją opowiadania Murakamiego, jednakże we wplecionym nawiązaniem także do innych tekstów ze zbioru „Mężczyźni bez kobiet”, nader jednak wszystko – ze znacznie bardziej pogłębionym i rozbudowanym wątkiem głównym, aniżeli motyw znany z raczej krótkiego opowiadania. Ale, tak jak pisałem wyżej, nie jest to zamknięty obraz w tym sensie, że może stać się wyjątkowo intymnym doświadczeniem dla widza, który ma szasnę zobaczyć w poczynaniach bohaterów samego siebie. A to już duży krok do wejścia na zupełnie inny poziom filmowych doświadczeń, tyleż fascynujący, co zgubny, wszak oparty o indywidualne postrzeganie.

„Drive My Car” jest dosłownie filmem drogi, gdzie bohaterowie przez połowę czasu nie wychodzą z auta. W tym aucie następują kolejne podróże, już znacznie subtelniejsze, a wszystkie one prowadzą w najmroczniejsze rewiry bólu. Ból zakorzeniony jest w głównym bohaterze, aktorze i reżyserze teatralnym Yûsuke Kafuku (znakomity Hidetoshi Nishijima), który przybywa do teatru w Hiroszimie, by wystawić na jego deskach „Wujaszka Wanię”; Kafuku niemal od razu przedstawiony jest nam z perspektywy właśnie tego bólu, którym przeszyte są czynności, gesty i rozmowy – taśma magnetofonowa z nagraną rolą z „Wujaszka Wani”, rozmowa z niespodziewanym świadkiem jego przeszłości, Kôshim Takatsukim, czy w wreszcie z introwertyczną Misaki Watari, będącą swoistym katalizatorem całej opowieści; wszystko zdaje się być zatomizowane, a przez to zbudowane z misternych konstruktów, które potrafią odżyć na długo po seansie swoją meta-kontekstowością.

Ból zakorzeniony jest także w Takatsukim, który nie potrafi nadać swojemu życiu właściwego sensu, który cierpi podobną stratę, co Kafuku, ale jednak jest to strata zbudowana na zupełnie innych przeżyciach i może właśnie dlatego potrafi być komplementarna do straty Kafuku? Nader wszystko staje się kluczem do lepszego poznania Oto Kafuku, żony Yûsuke, która też jest pasażerem w tym samochodzie. Która jest tym pasażerem przede wszystkim.

Jest wreszcie Misaki, małomówna, prowadząca auto Kafuku (dyrekcja teatru w Hiroszimie najmuje reżyserom zawodowych kierowców, pomna niezbyt miłych doświadczeń z przeszłości), zupełnie nie pasująca do tego świata i miejsca, która w czasie podróży poznaje ból Yûsuke Kafuku, nabierając przez to śmiałości, by wyznać mu jej własny ból. Przewrotnie – tą jednością w bólu – Misaki staje się częścią świata Kafuku, niczym symetrycznie odwrócona postać na karcie do gry. Wpływa na Kafuku tak dalece, że ten wychodzi ze swojego świata, by choć na chwilę zanurzyć się w jej rzeczywistości. Ale czy ból opiera się w ogóle na takich podziałach? Czy Kafuku nie pozostaje tak naprawdę wierny własnym doświadczeniom, widząc w przeżyciach Misaki jego własne, inaczej nazwane traumy?

„Oboje jesteśmy mordercami”, pada w pewnym momencie z ust tej dwójki. Nie jest to dosłowny cytat, ale dobrze obrazuje inną prawdę – Kafuku i Misaki zamordowali swoją własną teraźniejszość. Czy może się dla nich narodzić nowa?

Odpowiedź pozostawię widzowi.

Tak samo jak poszukiwanie wielu innych kontekstów, poczynając od „Wujaszka Wani” Antona Czechowa. Znany wszystkim fanom kina Tomasz Raczek stwierdził w swojej recenzji, że „Drive My Car” jest zanurzony w Czechowie; w istocie, opowieść snuta na taśmie filmowej niezwykle bliska jest tej odnoszącej się do Wojnickiego, Astrowa czy wreszcie Soni – bohaterów „Wujaszka Wani”. Oba dzieła łączy nawet wiek głównego bohatera, a ile jest podobieństwa w doznawanym przez bohaterów bólu? Jak Kafuku bliski jest Wojnickiemu, a Misaki stanowi obraz Soni?

„Drive My Car” jest epopeją kontekstowości dla tych, którzy chcę je odnaleźć, ale jest też epopeją ludzkiego życia, bo wszystkich nas prędzej czy później scali ból. Sztuką jest się z niego wyzwolić, by nie stał się sensem życia.

Może przeczytasz coś jeszcze?