„Nowa Antologia Osobista” – J. L. Borges (1968) | Wrażenia

Książki Sacrum i Profanum

Czy jaśnie wielmożny J.J. Borges miał kiedykolwiek styczność z twórczością Schulza? Pytanie wymagające odpowiedzi, pytanie, które nie zadowoli się jednobrzmiącą odpowiedzią. Na kanwie rozpoczętego wątku – mam przed sobą Nową antologię osobistą, w zasadzie Antologię osobistą – wyraz „nowa” stanowi bowiem pewnego rodzaju furtkę dla świeżych tłumaczeń starych tekstów i ewentualnych korekt wydania starszego. Wydawnictwo Literackie uraczyło czytelników przyzwyczajonych do Borgesa w edycji Pruszyńskiego książką wydaną zgrabnie, acz nie porywająco – brakuje listków, prześwity i krój niektórych czcionek także pozostawiają wiele do życzenia; pomijając jednak kwestie stricte techniczne, należy uchylić kapelusz przed projektem okładki – jest w stylu Argentyńczyka – oto bowiem maszkara pełniąca funkcję konnicy ciągnie rykszę dzięki trzem motylom. Obraz nie tworzy całości, motyle bowiem oraz szkic samego powozu stanowią oddzielne rysunki i tylko uprzejmość otwartej koperty łączy obrazy w całość za pośrednictwem wspomnianych wcześniej wędzideł.

Wielcy malutcy czyli tłumacze: Sobol-Jurczykowski, Stachura (E.), Zembrzuski.

Wielka dedykacja dla żony, z której wynikają dwie informacje – Borges wierzący w Boga (ale toczący z nim wiele polemik, może bardziej toczący dysputy z Jego Ziemskim Wcieleniem a przez to i z chrześcijaństwem, którego kalwińską odmianę poznał w Genewie):

Bóg, od Którego dostaliśmy świat, dostaje świat od Swoich stworzeń.

Jedyną zaś rzeczą, jaką mogą dać ludzie, jest miłość – symbol wszystkich innych rzeczy (pozostaje mi tylko zazdrościć tak silnie ukonstytuowanych twierdzeń).

Przejdźmy dalej. Prolog – zapadają mi w pamięć dwie kwestie: słowo, którego nie znam (atrybucja, zapewnie wywiedziona z łacińskiego attribuere – dodać, przypisać, naznaczyć, przydać1) oraz swoiste literackie credo:

Oby stronnice, które wybrałem, przedłużały swe zagmatwane przeznaczenie w świadomości czytelnika. Są na nich moje zwyczajowe tematy: metafizyczny niepokój, umarli, którzy nadal we mnie trwają, germanistyka, język, ojczyzna, paradoksalny los poetów.

(odczuwam dyskomfort, przepisując słowa pisarza, jakobym wykradał sekrety rzemieślniczego fachu albo też łamał kabalistyczny szyfr – a przecież źródłem jest stary człowiek zakorzeniony w legendach i bibliotekach, konserwatysta w jakimś niezmierzonym stopniu romansujący z wiecznością)

Nie będę zagłębiał się w samą treść antologii, jakże skromną ilościowo w zestawieniu z całym dorobkiem Argentyńczyka, wymaga ona bowiem samodzielnego, prywatnego zgłębienia i rozważenia (widzę w tej czynności obraz dziecka na plaży, które przesypuje suchy piasek z garści do garści, i nigdy nie jest tak, że przesypie pełną całość, więcej, kaleczy się odłamkami muszli i zbutwiałymi korzeniami, np. opowiadanie Tlön, Uqbar, Orbis Tertius i przypis następującej treści: Russell (The Analysis of Mind, 1921, s.159) przypuszcza, że nasza planeta stworzona przed niewieloma minutami, wyposażona została w ludzkość, która pamięta iluzoryczną przeszłość.). Pozwolę sobie ostatnie zdania dzisiejszego wpisu poświęcić na niezobowiązujące rozważania związane z wyżej cytowanym „credo”.

Zagmatwane przeznaczenie stronnic – czy w tym miejscu można postawić pytanie o bliskoznaczność wyrazu „przeznaczenie” a „teleologia”? – istotna w tej kwestii jest strona zwierciadła, toteż mimo synonimicznych więzi celowość lepiej przypisać do zagadnień psychologiczno-socjologicznych twórcy, zaś przeznaczenie do hipotetycznie upodmiotowionych stron, abstrahując od ich fizycznego wyglądu, skupiając się bardziej na treści, jako przekazie żyjącym w świadomości autora i odtwarzanym na różne sposoby w umyśle odbiorcy – zapewne owa różnorodność skłoniła Borgesa do użycia jakże przewrotnego przymiotnika.

Przedostatnia kwestia – umarli, którzy trwają w autorze; czy jest to egzystowanie samodzielnych bytów, które jednak są kontrolowane przez umysł, czy bardziej zręby pojedynczych faktów tworzących ciąg przyczynowo-skutkowy możliwy do powiązania z konkretnymi, nieistniejącymi fizycznie postaciami? Pierwsze rozumowanie prowadzi do ad absurdum, drugie może aż nazbyt godzić w emocjonalne przywiązanie pisarza do jego alienatów, niemniej jest ono trafne o tyle, o ile my sami jesteśmy w stanie wyobrazić sobie podobne założenie. Załóżmy relację Borges – Erwin. Borgesa nie wiąże ze mną nic (chyba że zawierzymy w istnienie afela, dzięki któremu nawet zupełne wyabstrahowanie bądź nieistnienie nie stanową przeszkody dla sensualnego poznania). Erwina wiążą z Borgesem strony – w tym momencie wracamy ponownie do „zagmatwanego” przeznaczenia stronnic, dodając do wcześniej wyłożonej tezy mały podpunkt. Jednakże wieź nie zamyka się tylko w obrębie literalnego przekazu – wystarczy obejrzeć film Borges and I, by zobaczyć pisarza z zewnątrz (czy można takie postrzeganie określić „bezpośrednim dystansem”?), więcej – zobaczyć próbę rekonstrukcji odautorskiego przekazu, która umożliwia niebywale przyjemną igraszkę konfrontacji; na marginesie – sam twórca nie może owego przekazu zobaczyć, bowiem już wtedy łączy go z Homerem czy Miltonem pewna swoista acz nieszczęsna dla pisarza więź. Reasumując – istnienie we mnie Borgesa to jednostkowe frazy, szkielety fabularne i pojedyncze klatki filmowe, z których za parę lat nie zostanie choćby mała klisza. Relacja emocjonalna jest czystą abstrakcją.

Koniec: Paradoksalny los poetów – w tym miejscu złamię wcześniejsze postanowienie i zajrzę do wnętrza antologii celem wymienia w jednym szeregu większości zawartych na kartach postaci, których umysł przetwarzał rzeczywistość w tak wyrafinowany sposób, iż stała się ona paradoksem – Poeta saksoński (ten co dla ody wojennej zdobył rytualne metafory genealogii – nie to jest ważne, ważna jest ostatnia myśl: Proszę mych bogów lub czasu sumę,/ by moje dni zasłużyły na zapomnienie,/ by imię moje było nikt jak Ulissesa imię,/ ale by jakiś wiersz mój przetrwał/ w nocy przychylnej wspomnieniu/ albo w porankach ludzi – jakże trafna reminiscencja dwóch pierwszych kwestii!), Ralf Waldo Emerson, Walt Whitman (paradoks przemijalności twórcy a wieczności dzieła?), Heine (naznaczony piętnem człowieczeństwa i semityzmu) i tylu ich jeszcze, brzytwiaste muszle i konary, niech wybaczą przemilczenie; gdzieś indziej odezwą się głosem silniejszym.    

2008


  1. Słownik Wyrazów Obcych, Władysław Kopaliński, Warszawa 2000 [przypis niefachowy, dla potrzeb własnej pamięci].

Może przeczytasz coś jeszcze?