Powrót „Borata” był nagły i zaskakujący, bo któż mógł się spodziewać, że Sacha Baron Cohen, po 14 latach od premiery pierwszej odsłony przygód pewnego kazachskiego dziennikarza, powróci do tamtej kontrowersyjnej konwencji? Pieniądze jednak postanowił wyłożyć Amazon, zyskując w zamian wyłączność w dostępie do filmu na swojej platformie Prime Video, zaś Cohen wraz z innymi napisał szybko scenariusz, odnoszący się do wszystkich najważniejszych wątków amerykańskiego życia publicznego Anno Domini 2020.
Jak łatwo odgadnąć, film pełen jest wątków związanych z wyborami prezydenckimi w Stanach, pandemią koronawirusa, ale również skandalami seksualnymi sygnowanymi nazwiskiem Jeffrey’a Epsteina. Jak się zdaje, to właśnie owe skandale seksualne, a raczej – by być precyzyjnym – publiczna debata o roli kobiet, stały się motywem przewodnim całego filmu.
Oto bowiem Borat, przywrócony do łask przez władze wszechpotężnej Republiki Kazachstanu, ma za zasadnie uczynić to samo dla Państwa, czyli przywrócić je do łask „wielkich tego świata”, co ma nastąpić poprzez złożenie przywódcom USA daru narodu kazachskiego. W wyniku splotu różnych absurdalnych wypadków, tym prezentem okazuje się 15-letnia, nieokrzesana córka Borata.
Wątek córki jest główną osią filmu. Poprzez zastosowanie kontrastu w ukazaniu dwóch różnych społecznych ról kobiet (kobiety patriarchalnie podporządkowanej oraz kobiety równej w prawach) Cohen nie tylko puszcza oko w kierunku ruchów feministycznych, ale, podkreślając rolę kobiety, jako „produktu”, w niewysłowiony sposób zdaje się wspierać ruch #metoo, mimo że bardziej spodziewalibyśmy się po nim krytyki wszystkiego, co tylko możliwe.
Borat – Cohen nadal jednak jest bezlitosnym krytykiem, uderzając w zaściankowy sposób myślenia, przywary Partii Republikańskiej i jej zwolenników (w swoim stylu – wchodząc w ich skórę i przesadnie atakując drugą stronę konfliktu, Demokratów), ale również wady elit lub materiału na te elity (czego doskonałym przykładem są sceny z balu debiutantek, jak również kontrowersyjna scena z udziałem Rudy’ego Giulianiego). Żeby nie stawiać wszystkich kobiet na piedestale, obrywa się również ich konserwatywnej części. Paradoksalnie, Cohen najbardziej oszczędził Żydów – zarówno w filmie z 2006 roku, jak i w produkcji z 2020 roku wątek z Żydami jest bodaj najśmieszniejszy, ale w obu filmach sami Żydzi ukazani są odmiennie – w produkcji sprzed 14 lat Borat celowo poprawia na ich twarzach maski spiskowców rządzących światem (genialna scena z karaluchami), zaś w drugiej części – bazując na prześmiewczym kontraście i prostych scenkach sytuacyjnych naśmiewa się z owych masek.

„Borat Subsequent Moviefilm” dobrze się sprawdza jako komedia, jeśli podejdziemy do niej z koniecznym dystansem, jak to przeważnie trzeba czynić przy dziełach przedstawiających wyraźne kontrasty. Śmiem też twierdzić, że to bodaj pierwszy film poruszający tematykę pandemii koronawirusa (cóż za paradoks, że jest to komedia). Dzieło jest bardzo mocno zanurzone w teraźniejszości, przywodząc na myśl film dokumentalny, albo… „Człowieka z Żelaza”, Andrzeja Wajdy, właśnie w sposobie uchwycenia historii niemal w locie. Przez bardziej zwartą, „umotywowaną” fabułę, ale również uniwersalny wydźwięk, jest to produkcja lepsza, niż pierwsza część, a widz, który nie widział produkcji z 2006 roku, nie traci przez to dużo. Warto poświęcić półtora godziny czasu na ten przerysowany, ale nad wyraz prawdziwy obraz współczesnej Ameryki. A może też i obraz współczesnego świata?