Ten, który skusił się na seans z „Okją” słysząc, że jest to film scenice – fiction, mógł po napisach końcowych srogo się zawieść; nie ma bowiem w „Okji” zarówno ani grama „scenice”, jak również „fiction”; tak jak bowiem „Folwark zwierzęcy” był antyutopią krytykującą system komunistyczny, w którym mieliśmy okazję poznać perypetie zwierząt, które żyły w pewnym gospodarstwie, i rychło okazało się, że choć wszystkie z nich są „równe”, to jedne są jednak „równiejsze”, tak „Okja” jest alegorią współczesnego świata, zdominowanego przez korporacje, partykularny interes, próżny marketing, i wreszcie – przez masowe przetwórstwo zwierząt.

Ale od początku. Gdzieś w Ameryce Południowej doszło do odkrycia nieznanego gatunku zwierząt, które, z uwagi na swoje właściwości anatomiczne (czyt. dużą ilość mięsa) szybko zostały określone mianem „superświń”. Tę okoliczność stara się wykorzystać Mirando Corporation, na czele z jej medialną prezes, Lucy Mirando (w tej roli znakomita Tilda Swinton), organizując akcję, w ramach której dwadzieścia sześć sztuk „z trudem” wyhodowanych małych świnek zostanie wysłanych do różnych gospodarstw rolnych na całym świecie, gdzie mają rosnąć i dojrzewać przez kolejne dziesięć lat, po upływie których, w ramach telewizyjnego programu, ma zostać wybrana największa i najwspanialsza superświnia świata. Po tym wstępie, akcja filmu przenosi się do jednego z takich gospodarstw, a widz przez całą resztę filmu śledzi poczynania dziewczynki o imieniu Mi-ja, która niemal całe życie wychowywała się u boku jednej z takich superświnek – tytułowej „Okji”. Jak nietrudno się domyśleć, to właśnie „Okja” zostanie wybrana, jako „superświnia”, co stanie się podstawą dla dalszej, szalonej wręcz opowieści.

„Okja” zapewne przepadłaby w świadomości przeciętnego widza, gdyby nie osoba jej reżysera, Joon-ho Bong, który w 2019 roku swoim wybitnym „Parasite” szturmem zawojował światowe kino, zdobywając kolejno, niczym wojenne skalpy, Złota Palmę w Cannes, Złote Globy, i wreszcie cztery Oscary, w tym te najbardziej prestiżowe (obok nagród dla aktorów): za najlepszy film i dla najlepszego reżysera. Daleki byłbym jednak od twierdzeń, że „Okje” i „Parasite” łączy coś więcej ponad osobę reżysera, poza oczywiście sprawną realizacją oraz wzorową stroną techniczną obu produkcji. No i może poza krytyką współczesnego świata – w wypadku „Okji” – krytyką globalnych korporacji, i ich eksploatacji natury, zarówno tej dzikiej, jak i zupełnie udomowionej. Aż chciałoby się znów przywołać 2019 rok, i tą pamiętną galę oscarową, na której nagrodzony absolutnie zasłużoną statuetką dla najlepszego aktora Joaquin Phoenix powiedział:
Za bardzo się odłączyliśmy od świata przyrody. Wielu z nas myśli, że jesteśmy centrum wszechświata. Wchodzimy z butami w środowisko naturalne i je plądrujemy. Wydaje nam się, że mamy prawo sztucznie zapładniać krowę, a potem wykradać jej dzieci, chociaż krzyków matki nie da się pomylić z czymkolwiek innym. Zabieramy matkom mleko przeznaczone dla cieląt i dodajemy je do kawy czy płatków śniadaniowy […]
Powyższą, bądź co bądź, prawdę, „Okja” ukazuje w najbardziej brutalny sposób – przez pryzmat masowego przetwórstwa mięsnego. Może co prawda mierzić, że „superświnki” są w „Okji” ukazane, niczym inteligentne, empatyczne i przywiązane do swych ludzkich właścicieli psy, a przecież w „naszym realnym” świecie nie dokonujemy masowej hodowli pod ubój psów, lecz głównie świnie – zwierzęta, które kojarzą nam się ze smrodem i brudem, jednak to uczucie szybko przerodzić się może w wyrzut sumienia; nie trzeba bowiem wielkiego wysiłku, by dowiedzieć się, że świnie są jednymi z najinteligentniejszych zwierząt, mało tego – inteligentniejszymi nawet od psów. W hierarchii „inteligencji” ustępują miejsca jedynie delfinom i naczelnym, co nie zmienia faktu, że potrafią lepiej od szympansów koncentrować się, a ich zdolności poznawcze równe są tym, jakie wykazuje trzyletnie (ludzkie) dziecko. Potrafią też odróżnić rzeczywistość od odbicia w lustrze, uczyć się zachowań, za które otrzymają nagrodę, a nawet malować obrazy.

Joon-ho Bong ukazuje zatem nie tylko cynizm wielkich korporacji nastawionych na zysk (czy istnieją wielkie korporacje o altruistycznym podejściu?), ale także – jeśli nie przede wszystkim – nasz własny cynizm, zasadzający się na smutnej konstatacji, że łatwiej nam chronić i akceptować zwierzęta czyste, przyjemne w dotyku i „responsywne”, niż takie, które nie mają powyższych przymiotów.
Podobno są na świecie osoby, które po seansie „Okji” przeszły na wegetarianizm; nie przeczę, że film mocą swojego oddziaływania może zmienić – choćby na chwilę – gastronomiczny światopogląd; nie można jednak w rozemocjonowaniu zapominać, że jego przesłaniem nie jest raczej zaprzestanie jedzenia mięsa, lecz jego racjonalna produkcja, z uwzględnieniem poszanowania dla innego życia, nawet jeśli nasza cywilizacja zwykła nazywać to życie „mniejszym”.

I w zasadzie to tyle. „Okja” mimo świetnej warstwy technicznej, zgrabnego montażu, dobrych aktorów (i wybitnej Tildy Swinton) nie jest niczym nowym ponad motywy znane z kina familijnego pokroju „Uwolnić Orkę” czy „E.T.”; być może wymienione filmy były inspiracjami dla Joon-ho Bonga, bowiem „Okja”, jako pro-ekologiczna opowieść o „inności” zdaje się być swoistym kolażem ww. produkcji. Kolażowi temu brakuje jednak jakieś głębi, zaś binarny świat, jaki rysuje, jest zbyt oczywisty, a przez to nieatrakcyjny dla wymagającego widza.