„Euro Truck Simulator” (2008) | Recenzja

Gry wideo Sacrum i Profanum

Wszelakiej maści symulatory tirów są „ciekawymi” grami z dwóch powodów: „symulatorami” są z reguły tylko z nazwy, i może właśnie dlatego znajdują tak liczne grono nabywców – oferują wolność w wyborze dróg, choć drogi te są nad wyraz przewidywalne – zwłaszcza w leciwej już produkcji SCS Software, „Euro Truck Simulator”.

Czechom sławę przyniosła seria „18 Wheels of Steel” – gry spod tego szyldu miały być następcami kultowego „Hard Truc”k. Owo następstwo w późniejszych latach polegało na delikatnym upiększaniu gry i wydawaniu pod innymi podtytułami. Wreszcie w 2008 roku SCS postanowiło opuścić amerykańskie szosy, i przenieść grę do Europy (oraz na nowy silnik). Tak powstało „Euro Truck Simulator”, które następnie wyewoluowało w „German Truck Simulator” oraz „UK Truck Simulator”. Recenzja będzie poświęcona pierwowzorowi. Jak sama nazwa wskazuje, w „Euro Truck Simulator” przemierzamy naszym tirem dzikie i niebezpieczne wertepy Europy Zachodniej, a ściślej takie kraje, jak Portugalia, Hiszpania, Francja, Włochy, Niemcy, Austria, Czechy, Polska, Holandia, Belgia oraz Wielka Brytania. Dziwić może brak Luksemburgu oraz Słowacji, nie wspominając o Europie wschodniej. Łączna ilość miast dostępnych w grze zamyka się w liczbie 20, i są to głównie stolice poszczególnych krajów. Wszystkie połączone są siecią autostrad i dróg ekspresowych, gdzieniegdzie poprzerywanych lokalnymi jednopasmówkami.

Jeśli już mowa o drogach, sprawiają one wrażenie zrobionych z przypadku i na siłę; co prawda w Polsce próżno szukać autostrad, jednak dostępne drogi w niczym im nie ustępują. Po naszym kraju jeździ się komfortowo i przyjemnie, o ile tylko nie zjedzie się w jedną z „lokalnych” dróg, jakich w wirtualnej Polsce nad wyraz dużo. Mała ilość miast sprawia, że jazda przemienia się w monotonne przemieszczanie się z punktu A do punktu B po trasie, którą znamy już na pamięć. Co gorsza, same metropolie nie są rozbudowane; zawarte są w nich dwa skrzyżowania oraz dwa-trzy strategiczne dla naszej gry punkty – salon samochodowy oraz kontrahenci.

Łatwo zapamiętać mijane krajobrazy – są one powtarzalne i nieciekawe, a także mało realistyczne – pod Warszawą ciągnie się pasmo górskie, zaś w Austrii jest całkiem płasko. W grze nie występują tunele, przejazdy kolejowe, czy ronda, zaś niektóre estakady są tylko ozdobnikami. Dlatego w czasie jazdy najwięcej wrażeń mogą nam dostarczyć zjazdy z autostrad, których pominięcie oznaczać będzie dodatkowe kilometry do przemierzenia ponad stan. Twórcy postarali się tylko o zachowanie pewnej klimatycznej prawidłowości, i tak północ Europy jest zalesiona i zielona, zaś południe wysuszone i skaliste. Pory roku nie występują, jedynie od czasu do czasu spadnie przyzwoicie wyglądający deszcz, który nie ma żadnego wpływu na naszą ciężarówkę. Ruch uliczny jest umiarkowany – autostrady bywają puste, zaś lokalne drogi przepełnione, jednak rzadko zdarzy nam się manewr mijania, nie wspominając o sytuacjach „wyprzedzania na trzeciego”.

Same modele ciężarówek oraz naczep wykonane są solidnie, i śmiało można określić je, jako „ładne”, choć z drugiej strony brakuje na nich plakietek autentycznych marek oraz zaimplementowanego modelu zniszczeń – dysponujemy tylko kontekstowym miernikiem poziomu zniszczenia naszego ciągnika. Trudno doszukiwać się zaawansowanego modelu jazdy – jest on nieprzyjemnie uproszczony, przez co szybko opanujemy nawet najtrudniejsze albo szalone manewry. Irytuje także sterowanie, które, przy wykorzystaniu samej klawiatury, jest mało komfortowe – co innego kierownica, ale to już inna liga kontrolerów, i nie należy nawet silić się na porównania w tej materii.

Na pewno cieszy spora ilość widoków z kamer, przez co możemy oglądać naszego Trucka oraz otoczenie z każdego niemal punktu – czy to będzie wnętrze kabiny, czy błotnik, zależy tylko od nas. Z pozostałych teletechników: dźwięki nie zapadają szczególnie w pamięć, zaś muzyki, poza ciekawym „intrem” z menu, nie odnotowano.

A jak wygląda rozgrywka poza samą jazdą? Ano polega na prostym schemacie – zaczynamy bez wozu, ale za to ze sporym zapasem gotówki, kupujemy ciągnik, i wyruszamy w trasę, wybierając wcześniej zlecenie u jednego z kontrahentów. Początkowo nie mamy jednak pełnej swobody podróżowania, bowiem, zależnie od miejsca początkowego, jakie wybierzemy, ograniczeni jesteśmy do kilku państw – w przypadku wyboru Polski możemy pojeździć między nią, a Czechami i Austrią. Odblokowanie kolejnych państw, czyli wykupienie tam „filii” sporo kosztuje, lecz szybko okazuje się, że jest to jedyny sposób, by uniknąć nudy. Kolejną, konieczną inwestycją są certyfikaty, które umożliwiają nam przewóz specjalnych towarów, zazwyczaj takich, które uznawane są za niebezpieczne (ADR) – wszelkiego rodzaju łatwopalne ciecze etc. Jednak kosztowny certyfikat szybko się zwraca, bowiem takie zlecenia bywają niezwykle intratne.

Wypada wspomnieć jeszcze o dwóch elementach: w czasie jazdy za każde złamanie przepisu dostajemy mandat na określoną, nigdy wygórowaną sumę. Szczególnie irytujące są mandaty za wypadki, których nie spowodowaliśmy, albo za przekroczenie prędkości – czasem nie wiadomo, skąd, gdzie i dlaczego dostaliśmy „kwitek” do zapłaty; tym sposobem, miast urealniać grę, jest to element co najmniej irytujący, a na pewno źle wykonany. Drugi element, to system osiągnięć, po wypełnieniu których uzyskujemy awans w stażu gry – nie wpływa on na rozgrywkę, a ma za zadanie jedynie motywować do dalszej jazdy.

Kiedy piszemy już o motywacji – nie można napisać, że ETS jest porywający; owszem, w początkowej fazie gry wciąga, później jednak najzwyczajniej nuży. Możemy co prawda zbierać pieniądze na nowe filie (czyt. państwa), nabywać kolejne certyfikaty, zakupić lepszy ciągnik i go tuningować (opcje polepszania maszyny są symboliczne), oraz starać się jeździć, nie popełniając wykroczeń, ale szybko tracimy sens całej zabawy; co więcej, gramy zawsze w pojedynkę, tj. nasza firma, to tylko my sami, nie zatrudniamy innych kierowców, nie przydzielamy im zadań. Brakuje także losowych elementów – remontów na drodze, wymuszonych objazdów, czy wypadków, zaś przepisy o ruchu drogowym są zaimplementowane w bardzo wąskim zakresie; w gruncie rzeczy gra pozbawiona jest klimatu, choć ma jedną, niezaprzeczalną zaletę – niesamowicie uspokaja i wycisza, można się przy niej zrelaksować, a znane z prawdziwych dróg zjawisko wiecznie trąbiącego, złego kierowcy praktycznie tu nie występuje.

Podsumowując, „Euro Truck Simulator” to gra nijaka, uboga, nieoszlifowana, choć mająca w sobie to coś, coś, co nie jest „klimatem”, ale co sprawia, że patrzymy na nią łaskawym wzrokiem. Co więcej, produkt SCS jest bardzo łatwo modowalny – w internecie można znaleźć masę modyfikacji, które polepszają grę (urealniają fizykę, dodają autentyczne marki czy powiększają mapę). Z pewnością otwarty charakter kodu należy zaliczyć na plus, dużo ogrzej przedstawia się sytuacja, kiedy stwierdzimy, że gra jest w pełni grywalna dopiero po uruchomieniu kilku podstawowych modyfikacji stworzonych przez zapalonych fanów marki.


Recenzja pierwotnie ukazała się w 2012 roku na blogu „Gry z Niszy”.

Ograno na: PC.

Plusy:
Znośna grafika,
możliwość "wożenia się" po Europie,
uspokaja i wycisza,
modowalna,
Minusy:
Mała liczba miast do zwiedzenia,
monotonia w czasie jazdy, a przez to szybko nudzi,
uciążliwe sterowanie klawiaturą,
nadmierne uproszczenia,
uboga warstwa dźwiękowa.
4
Podsumowanie:
Niemiłe dobrego początki... Aż dziw bierze, jakiego wielkiego postępu dokonali Czesi z SCS Software pomiędzy pierwszą a drugą częścią ich flagowej marki.

Może przeczytasz coś jeszcze?