Mephisto mini | Wrażenia

Świat i suterena Świat małych maszyn

Z całego orszaku przeróżnych rozwiązań na granie w szachy z komputerem, najmniej przypadły mi do gustu te bazujące na miniaturowych, turystycznych szachach, utrzymujących na szachownicy małe, pchełkowate bierki przy pomocy, pardon, grubego bolca. Ani było to poręczne (zwłaszcza jak pionki spadały i gubiły się gdzieś w głuszy pociągowych przedziałów), ani specjalnie mądre (oczywiście były wyjątki), wreszcie – za grosz urokliwe.

Prezentowany Mephisto mini jest wyjątkiem w tym ostatnim punkcie, przynajmniej w mojej skromnej ocenie – pokrywa z piękną grafiką, pod którą skryte jest urządzenie z przyciskami nawigacyjnymi rodem z „dorosłych” jednostek (np. Mephisto Milano). Czuć że plastik zdrowy i solidny, sprzęt mógłby zapewne przeżyć upadek z większych wysokości (nie próbowałem).

Ale cóż z tego, że ładny, skoro głupiutki? W 1989 roku Hegener & Glaser (właściciele marki Mephisto) uznali widocznie, ze na rynku przydałaby się nieduża jednostka dla początkujących, mimo że wokół dużo było innych, znacznie ciekawszych rozwiązań. Ale „mini” przykuwał wzrok. Musiał być na tamten czas niczym piękna dziewczyna odbijająca się w oku nieśmiałego chłopaka i bez wątpia swój powab zachował do dziś, skoro taki stary koń jak ja jeszcze w trzecim akapicie pisze o Mephisto mini z emfazą.

Poza urodą, „mini” wyróżnia jeszcze osoba programisty. Żaden Lang czy inny Schröder, lecz mało znany Eric van Riet Paap (to zdanie naprawdę jest mało porywające dla kogoś nieobeznanego w świecie komputerów szachowych, ale dla kolekcjonera każda maszynka z programem napisanym przez kogoś innego, niż topowi programiści silników szachowych tamtych czasów, w tym wzmiankowani wyżej – jest gratką, której nie można przepuścić).

No dobrze, a jak to małe diablątko gra? Wyjątkowo niewinnie i naiwnie:

Jak widać, znów wystawiłem komputer szachowy na pastę programu napędzanego moim leciwym i7 4490, lecz tym razem odpuściłem sobie wersję „Deep”, na rzecz jednordzeniowego HIARCS 15.1, z siłą gry obniżoną do 800 ELO, z wbudowaną książką otwarć. Jak widać, do ok. 14. posunięcia jest w miarę ok, ale zagrane wtedy Ge5 zostało szybko skontrowane – wejście czarnego skoczka na e4 wygląda paskudnie. Potem niby impet tego ataku nieco przyhamował, ale w 25. posunięciu nastąpiło niezrozumiałe c4, które stanowiło gwóźdź do trumny.

Mając powyższe na uwadze, ustawiając grę czarnymi, pozostawiłem HIARCSa na 800 oczkach, ale całkowicie wyłączyłem książkę otwarć. To było… Dziwne:

Jak widać, HIARCS nieco pogubił się na początku, a wedle ewaluacji silnika, w 13. posunięciu przewaga czarnych wynosiła -3,35, z wyczyszczonym skrzydłem hetmańskim. Co nastąpiło potem? Za bardzo nie wiem… Po pierwsze, zamiast myśleć o krótkiej roszadzie, „Mephisto mini” w zadanym mu czasie (dla porządku – w obu partiach były to trzy minuty na posunięcie) zrobił długą roszadę, czym otworzył sobie na oścież drzwi do swojego króla. Białe zwęszyły pismo nosem i już nie było czego zbierać – po krótkim tańcu HIARCS zgrabnie zakończył partię, efektownie przygważdżając czarnego króla do jego bezczynnych wież.

Cóż więcej powiedzieć? Niech ta ostatnia gra obrazuje, jak spektakularnie idzie matować Mephisto mini, jeśli tylko opanuje się podstawy taktyki i strategii. A taki był ładny…

Może przeczytasz coś jeszcze?