Spośród przedsiębiorstw produkujących hi-techowy sprzęt do grania w szachy, DGT ma obecnie bodaj najmocniejszą pozycję, co holenderska firma zawdzięcza przede wszystkim serią swoich (kultowych już) zegarów szachowych oraz turniejowych e-tablic, powszechnie używanych na wszystkich prestiżowych turniejach świata, włączając mecze o tytuł czempiona globu. Od jakiegoś czasu dało się jednak zauważyć, że DGT szuka innych ścieżek. Pierwszą tego zapowiedzią był już DGT Pi z 2016 roku, zegar szachowy obsługujący także silniki i umożliwiający utworzenie – w parze z szachownicą od DGT – komputera szachowego. Nie był to jednak w pełni dedykowany komputer, a bardziej pewnego rodzaju „opcja”; takowym sprzętem stał się dopiero DGT Centaur, wypuszczony w 2019 roku i nawiązujący swoją koncepcją do dedykowanych komputerów szachowych, modnych w latach 80-tych i 90-tych ubiegłego wieku.
Nie wiem, czy dzięki sukcesowi Centaura DGT postanowiło opracować i wyprodukować bohatera naszego tekstu; wydaje się, że bardziej to efekt boomu na szachy on-line, spowodowanego raz, pandemią COVID-19, dwa, sukcesem netflixowego „Gambitu Królowej”, a to, że DGT miało gotową (sporo ich kosztującą) technologię pod Centaura, było tylko kolejnym argumentem za tym, by opracować prostą deskę pod gry on-line „dla ludu”, i utylizować efekty prac R&D.


Nie da się bowiem ukryć, że DGT Pegasus wygląda, jak klon Centaura – ta sama biało-beżowa szachownica, ten sam kolor bierek, choć same bierki są mniejsze i bardziej modernistyczne (oraz podbite filcem, czym biją na głowę ceratę pod figurami Centaura), identyczny sposób wprowadzania oraz wyświetlania ruchów, i tylko panelu nawigacyjnego brak. Brak też wszelkiej maści okablowania, bowiem DGT Pegasus ma wbudowaną własną (wymienialną!) baterię wytrzymującą do 10 godzin (choć estymacja ta jest mocno umowna). Brak okablowania, o którym wspominam, ma niebagatelne znacznie nie tylko z uwagi na dużą mobilność samego zestawu, a tym samym możliwość grania praktycznie wszędzie, lecz przez wzgląd na kwestię łatwego i szybkiego obrotu szachownicy, jeśli tylko danych serwer szachowy wylosuje nam czarny kolor bierek.
DGT Pegasus łączy się ze światem wyłącznie przy pomocy interfejsu Bluetooth (w technologii BLE – Bluetooth Low Energy); domyślnie adresatem tego łącza jest smartfon z zainstalowaną, dedykowaną aplikacją „DGT Chess”, ale liczba wspieranych aplikacji stale rośnie, choć głównie za sprawą społeczności, aniżeli samego DGT. Na dzień publikacji niniejszego wpisu, oprócz dedykowanej aplikacji DGT, Pegasusa połączymy z chess.com, Chess Dojo oraz WhitePawn, dzięki zaś Grahamowi O’Neill’owi możemy skomunikować szachownicę z takimi graficznymi interfejsami, jak Arena, LucasChess oraz Shredder 13 GUI, a stąd już krok do toczenia partii z dowolnym silnikiem szachowym w domyślnych lub zdefiniowanych ustawieniach.


Niezaprzeczalnie, myśląc o graniu on-line, myślimy: chess.com lub lichess.org. Jest jeszcze chess24.com, ale prym wiodą dwie pierwsze serwery (o jakże skrajnym modelu ekonomicznym). W przypadku chess.com Pegasusa połączymy bezpośrednio przy użyciu aplikacji mobilnej tej platformy (w tym miejscu trzeba zaznaczyć, że funkcjonalność podłączenia zewnętrznych szachownic nie występuje jeszcze w wersji tej aplikacji na iOS); w przypadku lichess, z serwerami połączyć możemy się wyłącznie poprzez dedykowaną aplikację DGT. Z kolei chess24… Cóż, tu wsparcia ciągle brak, ale twórcy pracują nad takowym.
W tym miejscu warto pochylić się na różnymi technicznymi „dziwnościami” i bolączkami związanymi z działaniem tak DGT Pegasus, jak i dedykowanej jej aplikacji. Przy pierwszym uruchomieniu warto zresetować szachownicę do ustawień fabrycznych (trzymając ok. 15 sekund przycisk zasilania bez ustawionych figur – patent ten pomaga także wtedy, kiedy szachownica nie chce „widzieć” stojących na niej figur); a jeśli już raz połączyliśmy szachownicę z aplikacją DGT, a następnie chcemy się połączyć z inną aplikacją, np. chess.com, warto wcześniej „odłączyć” szachownicę w aplikacji DGT. Jeśli zaś nasze urządzenie nie może odnaleźć szachownicy, rekomenduję przyznać danej aplikacji uprawnień dotyczących lokalizacji.
Sama aplikacja DGT jest na ten moment dosyć uboga. Jak się okazuje, DGT zleciło stworzenie jej zewnętrznemu dostawcy i wygląda na to, że efekt końcowy nie jest tym, czego oczekiwali Holendrzy. Z pewnych źródeł wiem, że DGT rozpoczęło pracę nad nową, własną aplikacją, która ma zastąpić obecną (i oczywiście być znacznie lepszą, niż dotychczasowa). Może to oznaczać, że przez jakiś czas ponad cztery tysiące potencjalnych użytkowników (tyle pre-orderów na Pegasusa zarejestrowało DGT) będzie musiało korzystać z rozwiązań, które de facto są tymczasowe. Dobrze, że działają. Dobrze, że DGT widzi możliwości dalszego rozwoju szachownicy w zakresie obsługującego ją oprogramowania, w szczególności mając na uwadze, że jego działanie może realnie przełożyć się na responsywność i sprawność Pegasusa. Szkoda tylko, że wszyscy jego nabywcy są poniekąd beta-testerami, ale najwidoczniej obawa przed konkurencyjnymi rozwiązaniami (głównie ze strony Millenium Chess i ich „eOne”), oraz ryzykiem utraty rynku z powodu zbyt późnego debiutu przeważyły szalę na stronę szybszej premiery.


O ile na polu softwarowym DGT się nie popisało (choć trzeba to wyraźnie zaznaczyć, że tragedii nie ma, lecz otwartym pozostaje pytanie, czy można przymknąć oko na problemy „wieku dziecięcego”?), o tyle Holendrzy wyciągnęli kilka wniosków po premierze DGT Centaur. Przede wszystkim – tył Pegasusa przykryty jest czarną, plastikową pokrywą, przez co człowiek jest nieco spokojniejszy o trwałość sensorów umieszczonych za nią. Po drugie, bierki mają nadmienioną już wyżej cienką warstwę czarnego filcu, przez co przesuwanie ich po szachownicy sprawa dużą przyjemność (zwłaszcza ten charakterystyczny, wytłumiony odgłos stawianej na niej bierki); same figurki i piony mają optymalny rozmiar (Król jest wysoki na 7 centymetrów), i, co najważniejsze, odpowiednią wagę. Wykonane są z całkiem „zdrowego” (czyt. twardego) plastiku; drobnym mankamentem mogą być czarne ślady na białych bierkach (pozostawione przez obijające się o nie w trakcie transportu czarne bierki), ale problem ten można zniwelować szkolną gumką. Duży plus należy się także za oczywistość, o której często producenci takiego sprzętu zapominają, mianowicie o koordynatach; te są umieszone na Pegasusie bardzo subtelnie, czyniąc z tej deski nie tylko dobre narzędzie do grania partii, ale również do treningu. Generalnie, rozmiar deski (35 centymetrów na 35 centymetrów) jest bardzo trafiony, mając w szczególności na uwadze, ze pola szachowe wypełniają niemal całą jej powierzchnię (brak tu szerokich boków, jak np. w eOne). Nie jest też za wysoka; generalnie w zakresie rozmiarów, w mojej ocenie DGT osiągnęło tą deską złoty środek pomiędzy kompaktowością, a komfortem użytkowania.
Co się zaś tyczy wprowadzania ruchów, tu jest już nieco gorzej. Jak wspomniałem wyżej, DGT bazuje w przypadku Pegasusa na rozwiązaniach wypracowanych w Centaurze: mamy zatem szachownicę z auto-sensorami (co jest dużym plusem), która podświetla pola nie za pośrednictwem małych diod w rogach pól szachowych (co stało się już rynkowym standardem), lecz poprzez podświetlenie całego pola; z tym rozwiązaniem wiążą się niestety pewne drobne mankamenty. Najbardziej rzucającym się w oczy (nomen omen) jest nadmierna jasność podświetlenia. Możemy co prawda ją wyregulować w aplikacji DGT, ale nie jestem pewien, czy ustawienia te zachowują się także przy pracy z innymi programami; grając via chess.com, nieraz było to dla mnie męczące i starałem się jak najszybciej wykonać ruch, byleby podświetlenie zgasło. I tu pojawia się kolejny szkopuł – responsywność sensorów nie należy do najlepszych; testując rozgrywki wyłącznie na chess.com (co mogło mieć znaczenie, bowiem prowadziłem je z pominięciem aplikacji DGT, która pod tym kątem może oferować lepsze doświadczenia), średnio w jednej na trzy gry zdarzało mi się, że deska nie odczytała poprawnie mojego zagrania, musiałem więc je powtórzyć. Może to mieć związek także z tym, że deska nie zarejestruje ruchu, póki dioda podświetlająca docelowe pole poprzedniego ruchu nie zgaśnie do końca. Zatem jeżeli szybko wykonujemy posunięcia, Pegasus może się nam „zaciąć”. Z punktu widzenia gier on-line prowadzi do „wypięcia” deski z gry, aplikacje zaś rekomendują wtedy kontynowanie rozgrywki bezpośrednio na telefonie/tablecie, lub podjęcie próby ponowienia połączenia z szachownicą. Wniosek z powyższego jest prosty: DGT Pegasus nie jest przystosowany do grania bulletów i blitzów, zwłaszcza, że trzeba jeszcze wykonać ruch za przeciwnika; z uwagi na to ostanie, ze swojej strony rekomenduję rozgrywki w systemie zapewniającym premię czasową do każdego posunięcia. Ograniczymy dzięki temu frustrację wywołaną tym, że deska źle zarejestrowała ruch przeciwnika, musimy go ponowić, a to wszystko już na naszym czasie gry.


Nie chcę podejmować się oceny DGT Pegasusa z kilku powodów; po pierwsze, jest to relatywnie innowacyjny produkt skrojony pod określone preferencje (granie on-line), co widać tak w sposobie jego wykonania, jak i cenie, więc nawet pomimo istnienia wad nie chciałbym, żeby suche oceny wpłynęły na preferencje zakupowe a tym samym dalszy rozwój tego produktu, czy raczej – tej idei (jasne, mamy na rynku szachownice turniejowe DGT, komputery Millenium i Certabo, ale jednak te sprzęty jedynie umożliwiają grę on-line, ale nie są pod nią zaadaptowane, pomijając już kwestię ceny). Po drugie, jak przystało przy pionierze danych rozwiązań, trudno je ocenić z braku odpowiedniego materiału porównawczego. Pisząc wprost – póki nie dorwę w swoje ręce konkurencyjnego Millenium eOne lub inne, mniej znane marki szukające swojego pola na tym rynku (np. Chessnut Air), póty ciężko o właściwy miernik dla danych rozwiązań. Jeśli ktoś jednak chce ocen, mogę lapidarnie stwierdzić, że DGT Pegasus to taki uczeń „na czwórkę z małym minusem”, który ma szansę podciągnąć o pół stopnia (a nawet o stopień) swoje oceny, jeśli tylko porządnie odrobi pracę domową.
AKTUALIZACJA #1 (22.10.2022): Po ponad ośmiu miesiącach użytkowania DGT Pegasus, mogę potrzymać wszystkie podniesione wyżej twierdzenia, akcentując przede wszystkim wady natywnej aplikacji mobilnej – ciągle czekamy na jej nową wersję. Muszę jednakże wskazać na jeszcze jedną kwestię – słabą żywotność baterii w stanie spoczynku. Akumulatorki nie potrafią „trzymać” energii, przez co deska, odstawiona na ok. tydzień, jest zupełnie rozładowana – na szczęście samo ładowanie trwa relatywnie szybko i w ok. 1,5-2 godziny DGT Pegasus jest gotowy do gry.