Przez długi czas „Faworyta” kojarzyła mi się wyłącznie z pełną emocji przemową Olivii Colman w trakcie odbierania przez nią oscara za pierwszoplanową rolę w tym właśnie filmie; wbrew pozorom, to ważne skojarzenie, ponieważ zestawienie „prawdziwej” Colman z jej rolą w „Faworycie” robi piorunujące wrażenie, dobitnie pokazując, że ten oscar należał się jej, jak „psu buda” (znak czasów, jak bardzo to porównanie wydaje się obecnie nieadekwatne!).
„Faworyta”, jakkolwiek wystawnie odziana w szaty historyczne, co najwyżej z tą historią romansuje, zapożyczając z niej prawdziwe postaci i główne wątki, i do tych zapożyczeń dodając sporo z alkowy, której wnętrz podręczniki dziejów ujawniać nie lubią. Może i jest w tym wszystkim trochę nadinterpretacji i pewnych nadużyć, ale bez tego można byłoby osiągnąć co najwyżej nudy patos lub siermiężną groteskę. A tak scenarzystom udało się wydobyć coś niezwykle ważnego: pokazać zaprzeszłe życie nie przez fakty, lecz ludzkie pragnienia i emocje, które wymykają się ramom czasu, stając się uniwersalnym kluczem do zrozumienia człowieka niemal na każdej osi czasowej.

Widzimy zatem główną bohaterkę, królową Annę, przez pryzmat jej chorób i ułomnej cielesności, na poły nieświadomą, zniszczoną przez funkcję, jaką musiała pełnić; dobitny w tym aspekcie jest motyw królików, które Anna hoduje, a które są symbolem okrutnej roli, jaką w dynastycznej monarchii pełni kobieta. Jest to zresztą film nad wyraz „kobiecy”. Wszyscy mężczyźni są tu zepchnięci na trzeci plan, ustępując miejsca Annie, ale też Lady Sarah (zjawiskowa Rachel Weisz) oraz Abigail (niemniej fantastyczna Emma Stone). Między tą trójką wytwarza się fenomenalna relacja, podszyta rządzą władzy, wpływów i namiętnością. To motor napędowy całego filmu, zbudowany z niezwykłą równowagą pomiędzy każdą z trzech bohaterek; rzadka to sztuka, by połączyć ze sobą losy trzech postaci w tak pełny i frapujący sposób.
Ale teraz zróbmy krok w tył i popatrzmy na całość z szerszej perspektywy; jakkolwiek reżyser Yórgos Lánthimos nie serwuje nam historycznej paplaniny, lecz osobiste dworskie relacje, to przez ich pryzmat ukazuje zarazem absurd władzy oraz to, że łaska pańska na pstrym koniu jeździ nie tylko szlakami osobistych relacji, ale też kierunkami stricte państwowymi, które od takich nepotycznych koligacji winny być wolne. Wielka Brytania w „Faworycie” to imperium bez głowy, które trzyma się niczym niemal wyrwany ząb na skrawku dziąsła. Można oczywiście widzieć w tym krytykę monarchizmu, choć jest to zbytnie uproszczenie – po prostu rządy jednostek w większości wypadków nie sprawdzają się, jako zbyt zależne od ludzkich słabości, i ta oklepana teza znajduje dobitne potwierdzenia w „Faworycie”.

Z tą tezą w tyle głowy dane jest nam oglądać poczynania dwóch kobiet walczących o wpływy królowej, czyli o to, która z nich będzie tytułową faworytą. Jest tu miejsce zarówno na komedię i dramat, jest typowa dla czasów, w których żyjemy, bezpruderyjność (w tym aspekcie niektórzy krytykują instrumentalny obraz kobiet wykreowany przez Lánthimosa, co w mojej opinii wydaje się zarzutem przestrzelonym), jest miejsce na historyczny kontekst, będący jednak wyłącznie tłem; tłem nie jest za to odwzorowanie królewskiego dworu, zarówno w wymiarze scenografii jak i charakteryzacji i kostiumów. Warstwa techniczna jest w tym filmie fenomenalna, grając wraz z bohaterkami pierwsze skrzypce, co widać zresztą po fotosach, które mogłyby trafić do portfolio niejednego uznanego fotografa.

Nie jest to oczywiście arcydzieło kinematografii, a raczej bardzo dobrze zrealizowany obraz, który ukazuje niemal zapomniany fragment historii i zapomnianą – z perspektywy wiedzy ogólnej – władczynię. Pomimo tego, że film udanie obrazuje sylwetkę Anny Stuart pod sam koniec jej życia, wydaje się, że tak jak ona sama stała się narzędziem intryg, tak twórcy w pewnym momencie potraktowali ją nad wyraz instrumentalnie, by lepiej ukazać rywalizację Lady Sarah i Abigail; może dlatego przywołana wyżej scena z królikami tak zapadła mi w pamięć, będąc tym elementem filmu, który najbardziej stempluje tragizm Anny, jako monarchini i człowieka?