„Catherine: Full Body” (2019) | Recenzja

Gry wideo Sacrum i Profanum

Czułem się wyjątkowo dziwnie, rozpoczynając przygody Vincenta, głównego bohatera „Catherine: Full Body”, ponieważ by zrozumieć Vincenta oraz położenie, w jakim się znalazł, nie musiałem silić się na nadmierną empatię – Vincent jest odwzorowaniem wielu „niepożenionych” mężczyzn po 30-stce, żyjących w dżunglach miast krajów rozwiniętych, więc w wielu aspektach jego postać wydała mi się nad wyraz znajoma, a wręcz lustrzana.

Nie zdobędę się oczywiście na tworzenie zestawień z podobieństwami, a czym prędzej przejdę do nakreślenia fabuły: Vincent, 32-letni pracownik bliżej niesprecyzowanej korporacji, od wielu lat jest w związku z Catherine. Catherine wyraża usilną potrzebę zamążpójścia i prokreacji, co nie odpowiada Vincentowi, któremu dobrze w istniejącej strefie komfortu; widać ewidentnie, że jest nieco zmęczony swoim związkiem; życie tej dwójki zaczyna komplikować się w momencie, w którym Vincent napotyka na inną kobietę (i generalnie – inne osoby), a wszystko to za sprawą nie do końca naturalnych okoliczności.

„Catherine: Full Body” to ciekawy i wciągający miks visual novel i gry logicznej; sfera narracyjna ma miejsce „za dnia”, kiedy bohater spotyka się z innymi osobami, rozmawia z nimi, pije różne rodzaje alkoholu (które możemy sami wybierać – taki „ficzer”), zdobywa się na przemyślenia oraz wymienia maile (również i na nie mamy wpływ, komponując ich treść z gotowych fraz). W tej warstwie prym wiedzie historia, która nie jest szczególnie rozwinięta, ale która podana jest w sposób nad wyraz dojrzały, i nieco lubieżny. Gra logiczna ma zaś miejsce w nocy, w trakcie koszmarów, jakie nawiedzają skołatany umysł Vincenta. Istota rozgrywki sprowadza się wtedy do wspinania się po wieży z bloków, które możemy przesuwać, a które mają różne właściwości (niektóre są ciężkie, toteż ich przesuwanie trwa długo, inne to śmiertelne pułapki lub tykające bomby, generalnie więc nie ma czasu na nudę). Co oczywiste, im szybciej dostaniemy się na szczyt wieży, tym więcej punktów zdobędziemy; niekiedy jednak mozolna wspinaczka ku górze połączona jest z ucieczką przed bossem, który goni naszego bohatera od dołu. Bloki można przesuwać na różne sposoby, dzięki czemu możliwe jest tworzenie kombinacji, które pozwolą nam wydostać się z opresji, lub jeszcze szybciej wspiąć ku górze (szybka wspinaczka jest dodatkowo punktowana). Warto jeszcze wskazać na pewien żart ze strony twórców, w ramach którego ukazali oni męskie postaci w warstwie logicznej gry, jako owce (wszelkie alegorie i metafory z tym związane, które przychodzą teraz czytelnikowi na myśl są jak najbardziej na miejscu).

Trzeba przyznać, że warstwa „logiczna” spisuje się świetnie i potrafi angażować nawet na łatwym poziomie trudności. Dodatkowo system punktów i rankingi on-line zachęcają do ponownego przejścia gry, a dopomaga temu także warstwa fabularna, w której przewidziano aż 13 zakończeń. Całość zaś odziana jest w przyjaznej stylistyce komiksowej kreski, zbyt zachodniej, by czuć japońskiego ducha, ale z częściowym zachowaniem charakterystycznej dla japońskiej mangi i anime ekspresji bohaterów (na szczęście – nie przesadzonej). I mowa tu nie tylko o grze, ale również świetnych przerywnikach filmowych. Warstwa dźwiękowa jest tutaj na dalszym planie, i poza przyjemnymi remiksami klasycznych dzieł muzyki poważnej, odgrywanymi na etapach „logicznych”, nie przykuwa uwagi. W tym aspekcie na plus zaliczyć należy pełny voice-acting.

„Catherine: Full Body” jest przykładem gry, która od początku stanowić miała mniejszy projekt – programiści z ATLUSA przygotowywali się do prac nad „Personą 5” i potrzebowali przetarcia i wypróbowania pewnych mechanik, czego efektem było stworzenie w 2011 roku „Catheriny”. W 2019 roku wypuszczono reedycję (recenzowaną „Bull Body”), która jednak na tyle rozwija fabułę, że nie sposób traktować jej miarą zwykłego remastera. Całość jednak, mimo iż sprawia wrażenie niewielkiej produkcji, wykonana jest w sposób typowy dla dużych gier. Czuć w dziele ATLUSA ogrom włożonej w nie pracy i wydanych jenów.

„Catherine: Full Body” potrafi wciągnąć, potrafi zaskoczyć, potrafi zaintrygować; porusza trudne tematy, ale jest zarazem lekka i przystępna w odbiorze, jak również, czemu nie można zaprzeczyć, epatuje ostrożnymi wątkami erotycznymi (choć trzeba temat postawić jasno, by wybrzmiał dostatecznie twardo: nie jest to gra dla złaknionych onanistów, no chyba że ktoś jest naprawdę zdesperowany). Historia nakreślona w grze raczej nie pozostanie w moim umyśle na długo, ale mimo to wszystkie przemyślenia i wybory moralne, jakie przychodziło mi podejmować w trakcie rozgrywki (a przynajmniej większość z nich), były wystarczające, by – chociażby z uwagi na warstwę narracyjną – odpowiednio wysoko ocenić tę grę.


Ograno na: Nintendo Switch

Plusy:
Unikalny pomysł na wciągającą rozgrywkę, z dobrym balansem miedzy grą narracyjną na grą logiczną,
wybitnie życiowa tematyka fabuły,
wyważona narracja, bez poczucia dłużyzny,
aspekt sieciowej rywalizacji dla fanów rankingów,
Minusy:
główny bohater potrafi irytować,
czasami paleta moralnych wyborów jest ograniczona w sposób uwłaczający dla gracza, który ma podjąć decyzję,
opowieść, mimo wszystko, nie zapada w pamięć.
8
Podsumowanie:
Kaśki takie już są, że nie sposób przejść obok nich obojętnie.

Może przeczytasz coś jeszcze?